wtorek, 11 marca 2014

Kopa Kondracka na zimowo

Nie zawsze jest możliwość wyjścia w góry o świcie. Bywają niedziele, w które budzik jest największym wrogiem człowieka. Właśnie taka niedziela przytrafiła mi się 09.03.2014. 

Jest ok. 9.40, a ja dopiero wychodzę z domu. Gdzie się wybrać, aby sensownie wykorzystać piękny, słoneczny, aczkolwiek jeszcze zimowy dzień? Byłoby miło zrobić jakiś dwutysięcznik. Najprostszym i najszybszym będzie najniższy z Czerwonych Wierchów- Kopa Kondracka (2005).

Jest kalendarzowa zima, która tego roku wyjątkowo poskąpiła śniegu mieszkańcom Podhala, dlatego zmierzając na Kalatówki stąpam trochę po błocie, a trochę po kamieniach i śniegu. Słońce grzeje już bardziej wiosennie- na polanie widzę pierwszych opalających się turystów.

Polana Kalatówki

Niebieski szlak, na którym się znajduję, poprowadzi mnie do przełęczy Kondrackiej (1725).
Zostawiając po prawej stronie Kalatówki wchodzę w las. Śnieg na dróżce jest wyślizgany do tego stopnia, że ciężko wejść na niewielkie wzniesienia- po prostu zjeżdża się na dół, dlatego z ciężkim sercem wyjmuję z plecaka raki, aby sprawnie przejść leśny odcinek szlaku. Zdejmuję je w miejscu, w którym do szlaku dochodzi z lewej strony nartostrada, ponieważ od tego momentu aż do schroniska na Hali Kondratowej teren będzie prawie płaski a droga znacznie szersza, więc ryzyko poślizgnięcia się jest bliskie zeru.
Schronisko, w którym poza sezonem nie ma raczej tłumów, gości teraz sporo narciarzy, łapiących łapczywie pierwsze promienie przedwiosennego słońca. Wychodzą oni stąd na ski toury w kierunku przełęczy pod Kopą K. oraz Kasprowego Wierchu. 

Schronisko na Hali Kondratowej




Nie wchodzę do środka. Od razu kieruję się na szlak biegnący na Giewont. Idę sama, co przy tak pięknej pogodzie nie jest żadnym problemem. Śnieg jest tu już głębszy, mokry i śliski z powodu dodatniej temperatury.
Niebo pozostanie bez ani jednej chmurki aż do końca dnia, co w Tatrach należy do rzadkości.


Idę Doliną Małego Szerokiego. Szlak zaczyna biec stromiej w górę i buty zjeżdżają mi po śniegu, dlatego ponownie zakładam raki. Warunki oceniam na zdecydowanie korzystne- śnieg jest stabilnie związany z podłożem- w ostatnich dniach nie było opadów.


Na Przełęczy Kondrackiej jest kilka osób. Wieje lekki wiaterek, więc zakładam kurtkę. Do tego momentu szłam w samej koszulce. Jest na prawdę bardzo mało śniegu jak na pierwszą połowę marca. 
Po prawej stronie mam szczyt Giewontu na wyciągnięcie ręki, a po lewej niewidoczny stąd wierzchołek Kopy Kondrackiej. Patrząc w kierunku Zakopanego, widać wiosnę, a w stronę gór, piękną zimę.


Po krótkim postoju skręcam w lewo, aby żółtym szlakiem wejść na Kopę. Zaraz nad Przełęczą Kondracką jest jeden bardziej stromy kawałek, ale potem idzie się już jak na spacer. Trudności nie ma żadnych, a widoki są niesamowite:



Po około 35 minutach staję na szczycie. Jest tu sporo ski-tourowców. Podziwiam ludzi, którzy wchodzą tak wysoko na nartach.


Czerwonym szlakiem zaczynam schodzić w kierunku przełęczy pod Kopą Kondracką (1863) mając przed sobą panoramę polskich i słowackich Tatr Wysokich.
Z przełęczy kieruję się w dół zielonym szlakiem Doliną Kondratową, mając nadzieję, że nie rozjedzie mnie żaden narciarz. Żleb, którym się schodzi, ma wydeptane ślady w różnych kierunkach- widać, że niektórzy woleli schodzić "na krechę", inni trawersem, a jeszcze inni po prostu zjechać na tyłku.
Struktura śniegu i nachylenie zbocza podobnie jak w Dolinie Małego Szerokiego. 
Zrobiło się chłodniej, ponieważ o tej godzinie idzie się w cieniu aż do samej hali.

Słońce nad Kopą Kondracką

 ... i znowu znalazłam się pod schroniskiem na Kondratowej, żeby już tą samą drogą zejść do Kuźnic.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz