Nie zawsze jest możliwość wyjścia w góry o świcie. Bywają niedziele, w które budzik jest największym wrogiem człowieka. Właśnie taka niedziela przytrafiła mi się 09.03.2014.
Jest ok. 9.40, a ja dopiero wychodzę z domu. Gdzie się wybrać, aby sensownie wykorzystać piękny, słoneczny, aczkolwiek jeszcze zimowy dzień? Byłoby miło zrobić jakiś dwutysięcznik. Najprostszym i najszybszym będzie najniższy z Czerwonych Wierchów- Kopa Kondracka (2005).
Jest kalendarzowa zima, która tego roku wyjątkowo poskąpiła śniegu mieszkańcom Podhala, dlatego zmierzając na Kalatówki stąpam trochę po błocie, a trochę po kamieniach i śniegu. Słońce grzeje już bardziej wiosennie- na polanie widzę pierwszych opalających się turystów.
Polana Kalatówki |
Niebieski szlak, na którym się znajduję, poprowadzi mnie do przełęczy Kondrackiej (1725).
Zostawiając po prawej stronie Kalatówki wchodzę w las. Śnieg na dróżce jest wyślizgany do tego stopnia, że ciężko wejść na niewielkie wzniesienia- po prostu zjeżdża się na dół, dlatego z ciężkim sercem wyjmuję z plecaka raki, aby sprawnie przejść leśny odcinek szlaku. Zdejmuję je w miejscu, w którym do szlaku dochodzi z lewej strony nartostrada, ponieważ od tego momentu aż do schroniska na Hali Kondratowej teren będzie prawie płaski a droga znacznie szersza, więc ryzyko poślizgnięcia się jest bliskie zeru.
Schronisko, w którym poza sezonem nie ma raczej tłumów, gości teraz sporo narciarzy, łapiących łapczywie pierwsze promienie przedwiosennego słońca. Wychodzą oni stąd na ski toury w kierunku przełęczy pod Kopą K. oraz Kasprowego Wierchu.
Schronisko na Hali Kondratowej |
Nie wchodzę do środka. Od razu kieruję się na szlak biegnący na Giewont. Idę sama, co przy tak pięknej pogodzie nie jest żadnym problemem. Śnieg jest tu już głębszy, mokry i śliski z powodu dodatniej temperatury.
Niebo pozostanie bez ani jednej chmurki aż do końca dnia, co w Tatrach należy do rzadkości.
Idę Doliną Małego Szerokiego. Szlak zaczyna biec stromiej w górę i buty zjeżdżają mi po śniegu, dlatego ponownie zakładam raki. Warunki oceniam na zdecydowanie korzystne- śnieg jest stabilnie związany z podłożem- w ostatnich dniach nie było opadów.
Na Przełęczy Kondrackiej jest kilka osób. Wieje lekki wiaterek, więc zakładam kurtkę. Do tego momentu szłam w samej koszulce. Jest na prawdę bardzo mało śniegu jak na pierwszą połowę marca.
Po prawej stronie mam szczyt Giewontu na wyciągnięcie ręki, a po lewej niewidoczny stąd wierzchołek Kopy Kondrackiej. Patrząc w kierunku Zakopanego, widać wiosnę, a w stronę gór, piękną zimę.
Po krótkim postoju skręcam w lewo, aby żółtym szlakiem wejść na Kopę. Zaraz nad Przełęczą Kondracką jest jeden bardziej stromy kawałek, ale potem idzie się już jak na spacer. Trudności nie ma żadnych, a widoki są niesamowite:
Po około 35 minutach staję na szczycie. Jest tu sporo ski-tourowców. Podziwiam ludzi, którzy wchodzą tak wysoko na nartach.
Czerwonym szlakiem zaczynam schodzić w kierunku przełęczy pod Kopą Kondracką (1863) mając przed sobą panoramę polskich i słowackich Tatr Wysokich.
Z przełęczy kieruję się w dół zielonym szlakiem Doliną Kondratową, mając nadzieję, że nie rozjedzie mnie żaden narciarz. Żleb, którym się schodzi, ma wydeptane ślady w różnych kierunkach- widać, że niektórzy woleli schodzić "na krechę", inni trawersem, a jeszcze inni po prostu zjechać na tyłku.
Struktura śniegu i nachylenie zbocza podobnie jak w Dolinie Małego Szerokiego.
Zrobiło się chłodniej, ponieważ o tej godzinie idzie się w cieniu aż do samej hali.
Słońce nad Kopą Kondracką |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz